poniedziałek, 31 marca 2014
Brandon Mull, Seria "Pozaświatowcy"
Pozaświatowcy to kolejny trzyczęściowy cykl mojego ulubionego
autora Brandona Mulla, opowiada on o barwnym, intrygującym świecie Lyrian, w
którym bohaterem może być zwyczajny nastolatek jak ja czy Ty.
Pierwsza część: Świat bez bohaterów opisuje magiczne miejsce
o nazwie Lyrian, gdzie mieszkańcy cierpią z powodu tyranii wielkiego
Czarnoksiężnika i Cesarza Maldora. Boją się oni sprzeciwiać cesarzowi, jednak
jest grupa przeciwników zrzeszonych wokół Ślepego Króla. Jason jest
trzynastolatkiem z typowymi problemami wieku dorastania – niezrozumienie ze
strony rodziny, pierwsze miłości itp. Ma zainteresowania przyrodnicze i pomaga
w opiece nad zwierzętami w miejskim ZOO.
Pewnego dnia, za sprawą tajemniczej magii, zwabiony intrygującą melodią
wpada do paszczy ogromnego hipopotama, która stanowi bramę do „miejsca nie z
tej ziemi”, dziwnych stworów i ludzi, krainy Lyrian, której grozi zagłada. W
poszukiwaniu drogi do domu Jason spotyka Rachel, która także została w
tajemniczy sposób ściągnięta z naszego świata do Lyrianu. Razem podążają
bohaterską ścieżką przez krainy magicznego świata. Ich celem staje się
zniszczenie Maldora, żeby uratować świat pozbawiony bohaterów. Jason poznaje
informacje o „słowie”, które dzięki swojej mocy może zgładzić Maldora. Słowo składa
się z sześciu sylab, które są pilnie przechowywane przez sześć osób, które
należy odszukać. Nikt nie zna całego słowa, a można je użyć tylko raz. Czy
Jasonowi i Rachel uda się odnaleźć sylaby słowa i zniszczyć Maldora, a tym
samym powrócić do domu?
Druga część Zarzewie buntu zaczyna się kiedy Jason bezpieczny w swoim domu w
świecie Poza tęskni za swoją przyjaciółką Rachel i myśli o świecie Lyrian,
gdzie zostawił niedokończone sprawy. Za pomocą znanego portalu przenosi się
znów do Lyrian, ma cenną informację żeby przetrwać i pokonać złego Cesarza
Maldora. Natomiast Rachel pilnie i z łatwością uczy się języka edomickiego,
który jest lyriańską odmianą magii i może stanowić oręż w walce z tyranem.
Razem ze zwolennikami Gallorana przygotowują się na wojnę, tylko kto jest
sojusznikiem, a kto szpiegiem Cesarza? Trwa wyścig z czasem, żeby zebrać
żyjących jeszcze bohaterów Lyrianu, zanim Maldor poskromi powstanie.
W pogoni za proroctwem to ostatni tom trylogii, w której Jason i
Rachel naznaczeni proroctwem umierającej wyroczni mają do spełnienia dwie
odrębne misje przy wsparciu odważnych towarzyszy. Dzięki ogromnej wierze, chcą
stać się bohaterami na miarę potrzeb Lyrianu i pokonać Czarnoksiężnika. Rachel
wraz z Galloranem wyrusza do Trensicourt, aby zmobilizować ludzi do walki
przeciwko Cesarzowi. Tymczasem Jason podąża za wskazówkami, które mają
doprowadzić go do legendarnego jasnowidza Doriana Piromanty. Wszyscy są zgodni,
iż należy wierzyć w proroctwo i uczynić wszystko, aby się ono wypełniło. Tylko
czy aby jest to naprawdę możliwe? A co jeśli wyrocznia się pomyliła i wszyscy z
góry skazani są na śmierć? Czy możliwe jest, aby współpracowała z Cesarzem i
poprowadziła ich prosto w jego pułapkę? Jeżeli ciekawi Cię, jak zakończą się
losy bohaterów Lyrianu, sięgnij po tę książkę.
Polecam te trzy książki razem, bo
nie sposób zakończyć czytanie na pierwszej, czy drugiej ze względu na piękny, intrygujący świat
wykreowany przez Brandona Mull’a, gdzie spotykają się zwykli nastolatkowie z
legendarnym królem Lyrianu, fantastyczne przygody bohaterów i wartości takie
jak poświęcenie dla przyjaciół, rezygnacja ze swoich celów w imię walki o
wolność. Podsumowując w skrócie autor Baśnioboru połączył super pomysł i na
akcję i na postaci (np. Rozsadnicy, Nasiennicy) z ogromną dawką przygody.
Zuzanna Hanowska GASP VI c
środa, 26 marca 2014
Ahmet Hamdi Tanpinar "Instytut regulacji zegarów"
Na okładce
książki, zaraz pod tytułem, słowa: „To najwybitniejszy przedstawiciel
współczesnej tureckiej literatury. Jego Instytut Regulacji Zegarów to prawdziwe
arcydzieło”. Tak podsumował Ahmeda H. Tanpinara laureat Literackiej Nagrody
Nobla z 2006 r. Czy Orhan Pamuk miał rację?
Hayri Irdal to
typ nieudacznika, zmanipulowanego przez otaczającą go zbiorowość. Żyje w Turcji
na początku XX w. Pochodzi z przeciętnej rodziny, nie oszukujmy się - klepie
biedę. Jest na tyle zdeterminowany sytuacją rodzinną i polityczną kraju, że nie
udaje mu się wykształcić, aby w konsekwencji polepszyć jakość życia. Ma jednak
pewien szczególny talent – potrafi naprawić każdy zegar. Ta na pozór nic nie
znacząca właściwość pozwala mu skierować
życie na lepsze tory. Przypadkowa reperacja sprawia, że ubogi rzemieślnik staje
się jednym z „ojców założycieli” Instytutu Regulacji Zegarów – nowoczesnej
organizacji zajmującą się synchronizacją czasu.
Instytut okazuje
się biurokratyczną machiną, czymś na wskroś podobnym do dzisiejszych
korporacji. Pracuje tam mnóstwo osób, które dostały pracę wyłącznie przez
kumoterstwo. Placówka składa się z wiele departamentów, których rozbudowane nazwy
nie wskazują na przedmiot ich działania. Liczba kierowniczych stanowisk rośnie,
natomiast brakuje realnego zajęcia. W dodatku okazuje się, że obok nielicznych
przeciwników, grono zwolenników absurdalnego Instytutu powiększa się.
„Instytut
regulacji zegarów” miał być o Turcji na rozdrożu, społeczeństwu stojącym w
rozkroku między tradycyjną kulturą wschodu a nowoczesnym zachodem. Dla
współczesnego odbiorcy, który nie czyta książki Tanpinara, przez pryzmat
historii i zmian społecznych, zastosowana metafora może nie być do końca
zrozumiała.
Niemniej książkę
można czytać wielowymiarowo, bez końca interpretować. Będzie ona ciekawa dla
tych, którzy lubują się w rozbudowanych opisach bohaterów. Znajdą coś dla
siebie entuzjaści spirytyzmu i psychoanalizy oraz ich recepcji w okresie
międzywojennym. A także Ci którzy pragną rozrywki, bo jak się nie śmiać, gdy zrzędliwa ciotka głównego bohatera z
nienawiści do rodziny i strachu o majątek zmartwychwstała?
Karolina Robak
wtorek, 25 marca 2014
poniedziałek, 17 marca 2014
Podróż w czasie z „Kalamburką”
Od zawsze fascynowało mnie życie ludzi przed II wojną światową i w czasach PRL-u. Próbowałam wyobrazić sobie codzienność moich rówieśników, jak spędzali wolny czas, jak wyglądały ich szkoły. Dzięki ‘’Kalamburce” Małgorzaty Musierowicz miałam okazję wyruszyć w magiczną wyprawę do tamtych czasów.
Autorka rozpoczyna opowieść od sylwestra 1999 roku, a kończy na urodzinach seniorki rodu Borejków w 1935. Głowna bohaterka, która występuje w innych książkach Musierowicz, wyjątkowa Mila Borejko, jest opisywana w różnych sytuacjach i jak zawsze wykazuje się stoickim spokojem. Kobiecie nierozłącznie towarzyszy miłość jej życia, Ignacy Borejko – trochę fajtłapowaty filolog klasyczny. Milę śledzimy jako panią domu Borejków, babcię, matkę czterech wspaniałych córek i wreszcie jako młodą dziewczynę. Podglądamy świeżą miłość do Ignacego, studenckie zainteresowania teatrem i szczególną więź z twardą, lecz pełną miłości Gizelą, podczas ważnych historycznych wydarzeń w Polsce takich jak: manifestacje w Poznaniu w roku 1956, strajki na Wybrzeżu, spotkanie Papieża z młodzieżą. Dzięki tej książce możemy przeżyć wszystkie te sytuacje, wcielając się w rolę poszczególnych bohaterów.
Autorka rozpoczyna opowieść od sylwestra 1999 roku, a kończy na urodzinach seniorki rodu Borejków w 1935. Głowna bohaterka, która występuje w innych książkach Musierowicz, wyjątkowa Mila Borejko, jest opisywana w różnych sytuacjach i jak zawsze wykazuje się stoickim spokojem. Kobiecie nierozłącznie towarzyszy miłość jej życia, Ignacy Borejko – trochę fajtłapowaty filolog klasyczny. Milę śledzimy jako panią domu Borejków, babcię, matkę czterech wspaniałych córek i wreszcie jako młodą dziewczynę. Podglądamy świeżą miłość do Ignacego, studenckie zainteresowania teatrem i szczególną więź z twardą, lecz pełną miłości Gizelą, podczas ważnych historycznych wydarzeń w Polsce takich jak: manifestacje w Poznaniu w roku 1956, strajki na Wybrzeżu, spotkanie Papieża z młodzieżą. Dzięki tej książce możemy przeżyć wszystkie te sytuacje, wcielając się w rolę poszczególnych bohaterów.
Na pewno zakochacie się w tej książce. Wielu czytelników już ją doceniło, o czym świadczą liczne nagrody. Małgorzata Musierowicz za "Kalamburkę" otrzymała główną nagrodę w konkursie na Dziecięcy Bestseller Roku 2001 – Nagrodę Dużego Donga, Nagrodę Biblioteki Raczyńskich 2001.
Julia Glińska, ISG
piątek, 14 marca 2014
Maciej Wasielewski „Jutro przypłynie królowa”
23 grudnia 1787 roku statek Bounty wypłynął z portu Spithead w południowej Anglii. Dowództwo nad nim objął kapitan William Bligh. Celem wyprawy było zdobycie sadzonek drzewa chlebowego na Tahiti. W drodze powrotnej na okręcie wybuchł bunt, któremu przewodził Christian Fletcher. Ta historia została opisana przez Juliusza Verne’a i kilkukrotnie sfilmowana. W postać Fletchera wcielili się kolejno: Clark Gable, Marlon Brando i Mel Gibson.
Po wyczerpującym rejsie buntownicy osiedlili się na Pitcairn – małej wyspie leżącej na Oceanie Spokojnym. Ich potomkowie żyją tam do dnia dzisiejszego, odcięci od świata. Wyspę zamieszkuje kilkadziesiąt osób. Znajduje się ona pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii. Statek przypływa tu raz na kilka miesięcy.
Tropikalna wyspa, obfitująca w miód i pomarańcze, może kojarzyć się z rajem na ziemi. Pitcairn jest raczej piekłem - gwałty na kilkunastoletnich dziewczynkach są tu niemal normą społeczną, z wyspy prawie nie można uciec, a wszystko skrywa zmowa milczenia i wrogość w stosunku do obcych. To piekło próbuje opisać Maciej Wasielewski.
Opowiada tę historię w sposób zwięzły i rzeczowy. Pisze tylko o tym, co znalazło potwierdzenie w dokumentach lub co udało mu się ustalić z przynajmniej dwóch źródeł. Tyle wystarczy. Jestem zdumiony, że coś takiego może się wydarzyć w czasach nawigacji satelitarnej i to na terytorium Brytyjskim.
W pewnym momencie autor przywołuje relacje z procesu sądowego, który odbył się na Pitcairn, gdy jedna z ofiar odważyła się szukać sprawiedliwości. Oskarżonych zostało kilku mężczyzn. Przypłynął sędzia. Rodziny broniły swoich chłopców. Gwałciciele dostali niskie wyroki. Sami zbudowali sobie na wyspie wygodne więzienie. Zaczęli mścić się na tych, którzy odważyli się coś powiedzieć. Niewiele się zmieniło.
Po wyczerpującym rejsie buntownicy osiedlili się na Pitcairn – małej wyspie leżącej na Oceanie Spokojnym. Ich potomkowie żyją tam do dnia dzisiejszego, odcięci od świata. Wyspę zamieszkuje kilkadziesiąt osób. Znajduje się ona pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii. Statek przypływa tu raz na kilka miesięcy.
Tropikalna wyspa, obfitująca w miód i pomarańcze, może kojarzyć się z rajem na ziemi. Pitcairn jest raczej piekłem - gwałty na kilkunastoletnich dziewczynkach są tu niemal normą społeczną, z wyspy prawie nie można uciec, a wszystko skrywa zmowa milczenia i wrogość w stosunku do obcych. To piekło próbuje opisać Maciej Wasielewski.
Opowiada tę historię w sposób zwięzły i rzeczowy. Pisze tylko o tym, co znalazło potwierdzenie w dokumentach lub co udało mu się ustalić z przynajmniej dwóch źródeł. Tyle wystarczy. Jestem zdumiony, że coś takiego może się wydarzyć w czasach nawigacji satelitarnej i to na terytorium Brytyjskim.
W pewnym momencie autor przywołuje relacje z procesu sądowego, który odbył się na Pitcairn, gdy jedna z ofiar odważyła się szukać sprawiedliwości. Oskarżonych zostało kilku mężczyzn. Przypłynął sędzia. Rodziny broniły swoich chłopców. Gwałciciele dostali niskie wyroki. Sami zbudowali sobie na wyspie wygodne więzienie. Zaczęli mścić się na tych, którzy odważyli się coś powiedzieć. Niewiele się zmieniło.
Paweł Niesiołowski
Subskrybuj:
Posty (Atom)