wtorek, 7 lipca 2015

Karl Ove Knausgard "Moja walka"


Niedawno w Polsce ukazała się księga druga „Mojej walki” – sześciotomowej powieści autobiograficznej Karla Ove Knausgarda. Co właściwie oznacza ten tytuł, który na pierwszy rzut oka przypomina sławną „Mein Kampf” Adolfa Hitlera? Uważam, że jego interpretacja jest ciekawym sposobem na dotarcie do istoty twórczości Knausgarda. Odwołam się tu do koncepcji literatury jako tauromachii (czyli walki byków) zaproponowanej przez Michela Leirisa, francuskiego pisarza i etnologa.

Leiris należał do grona intelektualistów z początku XX wieku zafascynowanych korridą. Tej słabości uległy takie sławy jak Ernest Hemingway, czy Georges Bataille. Nie będę w tym miejscu oceniał słuszności moralnej i intelektualnej ich poglądów – ograniczę się do szkicowego przedstawienia wykreowanego przez nich mitu tauromachii i jego wpływu na postrzeganie literatury.

Pisarze ci widzieli w korridzie podobieństwo do starożytnej rytualnej ofiary, która umożliwiała uczestnikom obrzędu przeżycie transgresji. Leiris chciał, aby jego twórczość literacka stała się takim czynem. Niezbędną częścią tauromachii jest jednak groźba śmierci torreadora. Dla pisarza ryzyko miało wynikać ze szczerego opisania własnego życia, ujawnienia wszystkich kompromitujących faktów. Wielkiej odwagi wymaga zdjęcie maski. Pozbycie się złudzeń musi być przerażające. Pisarzowi decydującemu się na ten gest grozi utrata kontaktu z bliskimi i śmierć społeczna. Leiris pisał o tym w następujący sposób: „odsłonić i obnażyć pewne natręctwa uczuciowe i seksualne, wyspowiadać się publicznie ze skaz, podłości czy ułomności, których się najbardziej wstydzi – oto środek, jakim posłużył się autor, aby wprowadzić w dzieło literackie choćby cień byczego rogu (środek grubiański, zapewne, ale przekazany innym w nadziei, że zostanie kiedyś udoskonalony)”.

Tauromachia rządzi się ścisłymi regułami, według których należy prowadzić walkę, aby nie stała się ona zwykłą rzezią. W podobny sposób pisarz powinien zapanować nad swoim dziełem. Dlatego Leiris o najbardziej palących go rzeczach postanowił mówić tonem obiektywnym, w surowy, „klasyczny” sposób.

Te postulaty Leirisa, wedle których stworzył on „Wiek męski”, zostają na nowo zrealizowane w twórczości Knausgarda. Niezwykle oszczędnym stylem opisuje on najbardziej wstydliwe wydarzenia ze swojego życia. Wyjawia tajemnice własne i swoich najbliższych, przez co wielu znajomych i członków rodziny odwróciło się od niego. W księdze pierwszej pisał między innymi o relacjach z ojcem, który zapił się na śmierć. Tym razem opowiada o własnych związkach miłosnych oraz próbie pogodzenia wychowywania dzieci z pisaniem. Relacjonuje kłótnie z żoną, poddając je szczegółowej analizie. Przyznaje się do tchórzostwa w kontaktach z ludźmi, które sprawia, że za każdym razem Knausgard dostosowuje się do rozmówcy, mówi to, co ten chce usłyszeć. W chwili, gdy musi prowadzić rozmowę z dwojgiem swoich znajomych jest zdezorientowany i kłamstwo wychodzi na jaw.

Leiris pisał „Mój wiek”, kiedy wydawało mu się, że rozpoczyna drugą połowę życia. Poddał się w tym czasie terapii psychoanalitycznej. Twórczość literacka była dla niego sposobem na osiągnięcie pełni osobowości przez opisanie tego, co zaważyło na jego losie i osiągnięcie katharsis. Największym komplementem Knausgarda w stosunku do drugiego człowieka jest określenie go pełnym. Istotę charakteru autora „Mojej walki” stanowi – zgodnie ze słowami jego przyjaciela Geira – niewinność. Jej konsekwencją jest asceza, która przejawia się w eliminowaniu rzeczy zbędnych jako przeszkód stojących na drodze do zjednoczenia się ze światem. Transgresja, której symbol stanowi tu dla nas róg byka, jest przekroczeniem granicy nieciągłej osobowości i doświadczeniem ciągłości istnienia, dającego poczucie pełni.

Zejdźmy na ziemię i zastanówmy się nad sukcesem tej powieści. Co sprawia, że ludzie masowo ją czytają? Jak wygląda róg byka z perspektywy współczesnego czytelnika? Żyjemy w świecie, w którym połowę czasu antenowego w telewizji zajmują programy typu reality show i seriale paradokumentalne, opisujące „codzienność zwykłych ludzi”. Czyżby Knausgard wpasowywał się w ten trend? Trzeba przyznać, że w pewien sposób tak się właśnie dzieje. Róg byka przyciąga zwykłą ludzką ciekawość, skupia uwagę tych, którzy poszukują sensacji. Jest tu jednak istotna różnica.

Czytelnik „Mojej walki” dostaje prawdę indywidualnego życia, które wymyka się społecznym formom. Widać to już w języku powieści. Pisarz unika klisz językowych i próbuje znaleźć własne słowa, aby dotrzeć do konkretnego doświadczenia. Wystarczy przeczytać fragment, w którym jego żona rodzi ich pierwsze dziecko, przez wiele godzin zmagając się z bólem, masowana przez męża, aby zrozumieć sugestywność języka tej powieści. Bałem się i męczyłem razem z nimi, by potem ze wzruszeniem wziąć do rąk noworodka. Knausgard, pisząc o wszystkim, postępuje niestosownie, ale nie w sposób przedstawiany w „Trudnych sprawach”, tylko wbrew powtarzanym tam schematom, na opak.

Moim zdaniem najciekawsze w „Mojej walce” – podobnie jak we wszelkich autobiografiach, wyznaniach i dziennikach – są momenty, w których bohater zachowuje się nierealistycznie, przeczy ustaleniom psychologii, wydaje się sztuczny. Poczyna sobie jak dandys starający się zaskoczyć samego siebie. Wtedy czytelnikowi objawia się to, co Witkacy nazywał „metafizyczną dziwnością istnienia”. Efektownym przykładem takiej sceny w „Mojej walce” jest fragment, w którym dorosły, żonaty, poważany Knausgard zostaje na imprezie odrzucony przez nieznajomą dziewczynę i tnie sobie twarz żyletką. Żałosne, gówniarskie, nieprawdopodobne? Następnego dnia chodzi zawstydzony z oszpeconą twarzą. Ciekawe, co czuł... kiedy o tym pisał.

Paweł Niesiołowski