wtorek, 9 lutego 2016

Wit Szostak "Wróżenie z wnętrzności"


Bohaterowie wróżą z wnętrzności na martwym dworcu kolejowym. W dzień opalają się nago, a wieczorem piją wino. Zimne wagony ożywiają krzakami pomidorów, z których przygotowują domową zupę. Umarli dla świata, pozostało im rozpamiętywanie przeszłości. Wróżenie z wnętrzności jest dla nich między innymi opowiadaniem o przetrawionych wydarzeniach z ich życia, o wspomnieniach, które pozostały dla nich ważne i przez opowieść bohaterowie nadają im sens.

Z wnętrzności Błażej, który jest narratorem tej opowieści, szepcze do siebie na strychu. Miał być wielkim malarzem, ale w pewnym momencie zapadł się w sobie i przestał kontaktować się ze światem. Z tej schizofrenicznej perspektywy opisuje dworcową rzeczywistość. Do każdej rzeczy podchodzi w naiwny sposób, unikając przyzwyczajeń i stereotypów, dzięki czemu jego rozważania często mają zabarwienie filozoficzne lub poetyckie. Sięga do źródła słów i stara się używać ich zgodnie z pierwotnym znaczeniem. Według niego w życiu każdego człowieka ważne jest odnalezienie właściwych słów.

Dworzec jest własnością brata Błażeja – Mateusza. Mateusz kochał się w wytworach zewnętrznego świata, pożerał je, pochłaniał ich energię i zostawiał za sobą niestrawione resztki. Potrzebował uznania otaczających go ludzi i zdobył je, gdy został sławnym rzeźbiarzem. Zarobił wystarczająco dużo pieniędzy, aby – gdy sam nabrał obrzydzenia do swojego zewnętrznego życia – mógł kupić opuszczony dworzec kolejowy i schronić się na nim przed wulgarnym tłumem, niczym ostatni przedstawiciel wspaniałego niegdyś rodu w warownym zamku. Oprócz Błażeja zabiera ze sobą wierną i piękną Martę, która „pachnie ziemią, kapustą i pomidorami”, opala się nago i – gdy na nią przyjdzie pora – maluje swoje demony.

Decydującym momentem w różnicowaniu się losów Mateusza i Błażeja był ich wyjazd do ojca do Toskanii.

„I tak jak dla Mateusza wtedy zaczęła się rodzić Toskania, miłość do niej i jego próby zamieszkiwania w tym, co obce i nieznane, tak ja wtedy odkryłem, że nigdzie nie zamieszkam, bo każde gdzieś jest na zewnątrz mnie, a ja mogę mieszkać tylko w sobie.”

W innym miejscu Błażej mówi, że „jeśli miłość ma być tkanką życia, to nie można życia tkać z przelotności, to musi być coś znanego, twardego”. Mimo, że Mateusz był tym, który pożerał wszystko, co napotykał na swojej drodze, to nie on, ale Błażej wystąpił przeciw prawom rządzącym światem. Przede wszystkim przeciw zmienności. Błażej chciał zapanować nad światem przez zatrzymanie go i poznanie. Natomiast Mateusz stał się częścią świata, którym rządzi Uroboros, wąż pożerający własny ogon.

„Wróżenie z wnętrzności” ze względu na narratora podobnego do Małego Księcia, bohaterów określanych przez relację między wnętrzem a zewnętrzem i miejsce akcji przypominające Eden, przyjmuje formę przypowieści. Fabuła oraz charakterystyka bohaterów są z konieczności uproszczone. Kiedy współczesny pisarz chce powiedzieć coś o świecie za pomocą przypowieści naraża się na posądzenie o banał. Stasiuk w komentarzu do swojego „Białego kruka” napisał:

„Mam takie poczucie, że rzeczy sensowne w sztuce balansują na pograniczu kiczu. Utrzymać się na tej krawędzi to cała tajemnica”.

Uważam, że jeśli chce się powiedzieć coś mądrego i ważnego o człowieku, trzeba zbliżyć się do banału. Pisarz uniknie popadnięcia w niego, jeśli odniesie się do osobistego doświadczenia i uda mu się oddać jego konkret za pomocą odpowiednich słów. Szostak stara się realizować te warunki za pomocą metaforyki „wróżenia z wnętrzności”, licznych eksperymentów językowych narratora oraz uwodzącemu opisowi opuszczonego dworca zamienionego w dom.

Paweł Niesiołowski

Marta Szarejko "Zaduch. Reportaże o obcości"


Do mojego wyobrażenia o świecie – które jest dalekie od orwellowskiej prozy – coraz częściej przenika określenie obcy. Kulturowo, religijnie, narodowościowo... Książka Marty Szarejko „Zaduch. Reportaże o obcości” skazuje na to miano kolejną grupę – migrantów ze wsi do miasta.

Szesnastu młodych ludzi to szesnaście historii, które stanowią szkielet budowy książki. Każdy z bohaterów został wychowany w małym miasteczku lub przysiółku, które w dorosłym życiu zamienił na Warszawę, najczęściej podążając za lepszym wykształceniem lub pracą. Przejęcie wzorców od mieszkających dłużej w mieście, pozwoliło im na powolną adaptację. Motywy przeprowadzki i sposób życia rozmówców były bardzo podobne. Dlatego, aby nadać kolorytu wypowiedziom bohaterów, autorka postanowiła przypisać im jakieś cechy szczególne. Poznajemy Tomasza od sprzątaczek, Annę od mezaliansu czy Katarzynę od poczucia winy.

Uczucie, które nieodłącznie towarzyszyło prawie wszystkim bohaterom to wstyd – pochodzenia, braków w edukacji, warunków ekonomicznych ich rodzin. Największą stratą okazało się poczucie przynależności do miejsca – nigdzie nie czują się jak u siebie, mają problem z własną tożsamością. Chórem potrafili wyliczyć zalety przebywania w mieście, po czym uwypuklić jego wady, a na dokładkę bezwzględnie skrytykować miejsce pochodzenia. W gąszczu zarzutów wobec stylu życia na wsi pojawił się Michał od lazanii, który pewien siebie powiedział: „No więc ja się nie wstydzę, ale też nie jestem dumny – nie wiem, jak można być dumnym z pochodzenia, tak samo jak nie wiem, jak można się go wstydzić. Żadna duma, żaden wstyd, przecież sam tego nie wybierasz.” Jestem wdzięczna mu za tę myśl, bo jest jednym z niewielu promyków światła w ponurym pejzażu życia migranta, który wyłania się z reportażu.

„Zaduch...” wywołuje we mnie mieszane uczucia. Z przyjemnością sięgnęłam po tekst, który dotyczy polskich kwestii społecznych i bardzo aktualnego tematu – wzmożonego napływu młodych ludzi do Warszawy. Rozczarowanie przyszło dość szybko. W moim odczuciu reportaż Marty Szarejko nie jest pełnowymiarowy, a raczej przyczynkarski. W większości bohaterowie powtarzają się, prezentują zbliżone poglądy, pochodzą z podobnych rodzin. Taki dobór stwarza bardzo subiektywny i nieprawdziwy obraz nowych mieszkańców stolicy. Trudno się zgodzić, że prawie wszyscy z małych miejscowości są zacofani cywilizacyjnie, dzieli ich przepaść kulturowa z rodowitymi mieszczanami i stale czują się gorsi. Tym samym autorka wzmocniła stereotyp wsi – zacofanej, niedawno zelektryfikowanej, w której wszyscy są po szkole podstawowej. Moim zdaniem pisząc taką książkę ma się wielkie narzędzie pozwalające zminimalizować uprzedzenia. Marta Szarejko z tego nie skorzystała. Wydaje mi się, że reportaż byłby ciekawszy i w pełni rzetelny, gdyby znalazło się w nim miejsce na wypowiedzi osób, czujących się dobrze w mieście, bez kompleksów patrzących na siebie i swoje małomiasteczkowe rodziny. Warto byłoby również wzbogacić tekst o wypowiedzi Warszawiaków (dla których w większości– jak przyznała autorka w jednym z wywiadów – nie ma znaczenia pochodzenie mieszkańców stolicy). Pomimo wielu zastrzeżeń do tekstu, uważam, że dziennikarka jest baczną obserwatorką życia i ma świetne wyczucie w doborze tematów (jej poprzednie książki dotyczyły bezdomnych i kobiet w trudnych sytuacjach życiowych). Wielkim atutem książki jest skondensowany i konkretny język, nadający wyjątkową atmosferę.

Bohaterowie reportażu Marty Szarejko "zadusili" mnie swoim stałym brakiem poczucia własnej wartości, niepewnością sytuacji, tęsknotą i rozdarciem. Wszystkie stany emocjonalne, które im towarzyszą codziennie, sprawiają, że czują się wykluczeni. Niestety swojskość staje się obca. Pytanie tylko dla kogo?

Karolina Robak

wtorek, 2 lutego 2016

Wykład Piotra Millatiego o „Uległości”


Po raz trzeci czytelnicy Biblioteki GSA mieli okazję porozmawiać na temat relacji między kulturą europejską a kulturą islamu. Za pierwszym razem odwiedził nas Hani Hraish zwany Arabem z Żabianki. Potem Helena Szabanowicz na kilka godzin stała się książką na temat Tatarów i Tatarek w Gdańsku. Teraz zmieniliśmy punkt widzenia za sprawą powieści sławnego francuskiego giaura i mizantropa Michela Houellebecqa. We wtorek 19 stycznia prof. UG, dr hab. Piotr Millati odwiedził Bibliotekę GSA na zaproszenie Aleksandry Meissner i opowiedział uczniom Gdańskiego Liceum Autonomicznego o „Uległości”.

Książka Houellebecqa opowiada o niedalekiej przyszłości, w której Bractwo Muzułmańskie w demokratyczny sposób przejmuje władzę we Francji. Prezydent Mohamed Ben Abbes skupia się na zmianach w edukacji. Na wspaniałych uniwersytetach finansowanych przez szejków ze złóż ropy naftowej naukowcy przyjmują islam lub są zwalniani. Wykładowcą literatury na Sorbonie, który przechodzi na wcześniejszą emeryturę jest również François – główny bohater „Uległości”. Dostaje wysoką emeryturę, więc nie buntuje się przeciw tej decyzji. Podobnie inni Francuzi ulegają wprowadzanej ideologii, rezygnując z problematycznej wolności. Zresztą co mieli by przeciwstawić islamowi? Trudno oddać życie za ateizm, czy demokrację liberalną.

Piotr Millati przedstawił Michela Houellebecqa, opisał typowego bohatera jego powieści i w pogłębiony sposób omówił problematykę „Uległości”. Podkreślił przy tym, że nie jest to książka antymuzułmańska, lecz co najwyżej antyeuropejska. François rozpaczliwie poszukuje w swoim życiu sensu, podążając śladem dziewiętnastowiecznego pisarza Jorisa-Karla Huysmansa. Nie udaje mu się to. Praca naukowa nie daje mu prawdziwej mądrości. Doświadczenie świętości jest dla niego nieosiągalne. Nie jest w stanie stworzyć związku, który przetrwałby dłużej niż rok. Pozostaje mu tylko przygodny seks ze studentkami, później – prostytutkami. Mimo, że pragnąłby ulec czemuś większemu od siebie, nie jest w stanie niczego takiego znaleźć.

Piotr Millati opowiedział licealistom o najważniejszych wartościach Unii Europejskiej: poszanowaniu godności ludzkiej, wolności, demokracji, równości oraz praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Tym samym przypomniał słuchaczom, dlaczego mamy szczęście, że żyjemy w Europie. Państwa europejskie na ogół wspierają swoich obywateli w ich osobistym rozwoju. Prawa wyborcze dla kobiet najpierw rozpowszechniły się w kulturze europejskiej. Stało się to niedawno, bo na początku XX wieku. Poszanowanie mniejszości, w tym mniejszości seksualnych, w wielu miejscach na świecie wciąż jest niezrozumiałe. Mimo, że – jak zauważa Joseph Campbell – brakuje nam mitu globalnego w miejsce nieaktualnych w erze globalizacji mitów plemiennych, dorobiliśmy się wartości, z których możemy być dumni. Nie jesteśmy już gorący, ale nasza letniość pozwala nam zrozumieć drugiego człowieka i uszanować jego wolność.