Niedawno w Polsce ukazała się księga druga „Mojej walki” – sześciotomowej powieści autobiograficznej Karla Ove Knausgarda. Co właściwie oznacza ten tytuł, który na pierwszy rzut oka przypomina sławną „Mein Kampf” Adolfa Hitlera? Uważam, że jego interpretacja jest ciekawym sposobem na dotarcie do istoty twórczości Knausgarda. Odwołam się tu do koncepcji literatury jako tauromachii (czyli walki byków) zaproponowanej przez Michela Leirisa, francuskiego pisarza i etnologa.
Leiris należał do grona
intelektualistów z początku XX wieku zafascynowanych korridą. Tej słabości
uległy takie sławy jak Ernest Hemingway, czy Georges Bataille. Nie będę w tym
miejscu oceniał słuszności moralnej i intelektualnej ich poglądów – ograniczę
się do szkicowego przedstawienia wykreowanego przez nich mitu tauromachii i
jego wpływu na postrzeganie literatury.
Pisarze
ci widzieli w korridzie
podobieństwo do starożytnej rytualnej ofiary, która umożliwiała
uczestnikom
obrzędu przeżycie transgresji. Leiris chciał, aby jego twórczość
literacka
stała się takim czynem. Niezbędną częścią tauromachii jest jednak groźba
śmierci torreadora. Dla pisarza ryzyko miało wynikać ze szczerego
opisania
własnego życia, ujawnienia wszystkich kompromitujących faktów. Wielkiej
odwagi
wymaga zdjęcie maski. Pozbycie się złudzeń musi być przerażające.
Pisarzowi
decydującemu się na ten gest grozi utrata kontaktu z bliskimi i śmierć
społeczna. Leiris pisał o tym w następujący sposób: „odsłonić i obnażyć
pewne
natręctwa uczuciowe i seksualne, wyspowiadać się publicznie ze skaz,
podłości
czy ułomności, których się najbardziej wstydzi – oto środek, jakim
posłużył się
autor, aby wprowadzić w dzieło literackie choćby cień byczego rogu
(środek grubiański, zapewne, ale przekazany innym w nadziei, że zostanie
kiedyś udoskonalony)”.
Tauromachia rządzi się ścisłymi
regułami, według których należy prowadzić walkę, aby nie stała się ona zwykłą
rzezią. W podobny sposób pisarz powinien zapanować nad swoim dziełem. Dlatego
Leiris o najbardziej palących go rzeczach postanowił mówić tonem obiektywnym, w
surowy, „klasyczny” sposób.
Te postulaty Leirisa, wedle
których stworzył on „Wiek męski”, zostają na nowo zrealizowane w twórczości Knausgarda.
Niezwykle oszczędnym stylem opisuje on najbardziej wstydliwe wydarzenia ze
swojego życia. Wyjawia tajemnice własne i swoich najbliższych, przez co wielu
znajomych i członków rodziny odwróciło się od niego. W księdze pierwszej pisał
między innymi o relacjach z ojcem, który zapił się na śmierć. Tym razem
opowiada o własnych związkach miłosnych oraz próbie pogodzenia wychowywania
dzieci z pisaniem. Relacjonuje kłótnie z żoną, poddając je szczegółowej
analizie. Przyznaje się do tchórzostwa w kontaktach z ludźmi, które
sprawia, że za każdym razem Knausgard dostosowuje się do rozmówcy, mówi to, co
ten chce usłyszeć. W chwili, gdy musi prowadzić rozmowę z dwojgiem swoich
znajomych jest zdezorientowany i kłamstwo wychodzi na jaw.
Leiris
pisał „Mój wiek”, kiedy
wydawało mu się, że rozpoczyna drugą połowę życia. Poddał się w tym
czasie
terapii psychoanalitycznej. Twórczość literacka była dla niego sposobem
na osiągnięcie pełni osobowości przez opisanie tego, co zaważyło
na jego losie i osiągnięcie katharsis. Największym komplementem
Knausgarda w stosunku do drugiego
człowieka jest określenie go pełnym. Istotę charakteru autora „Mojej
walki”
stanowi – zgodnie ze słowami jego przyjaciela Geira – niewinność. Jej
konsekwencją jest asceza, która przejawia się w eliminowaniu rzeczy
zbędnych
jako przeszkód stojących na drodze do zjednoczenia się ze światem.
Transgresja,
której symbol stanowi tu dla nas róg byka, jest przekroczeniem granicy
nieciągłej osobowości i doświadczeniem ciągłości istnienia, dającego
poczucie
pełni.
Zejdźmy na ziemię i zastanówmy
się nad sukcesem tej powieści. Co sprawia, że ludzie masowo ją czytają? Jak
wygląda róg byka z perspektywy współczesnego czytelnika? Żyjemy w świecie, w
którym połowę czasu antenowego w telewizji zajmują programy typu reality show i
seriale paradokumentalne, opisujące „codzienność zwykłych ludzi”. Czyżby
Knausgard wpasowywał się w ten trend? Trzeba przyznać, że w pewien sposób tak
się właśnie dzieje. Róg byka przyciąga zwykłą ludzką ciekawość, skupia uwagę
tych, którzy poszukują sensacji. Jest tu jednak istotna różnica.
Czytelnik „Mojej walki” dostaje
prawdę indywidualnego życia, które wymyka się społecznym formom. Widać to już w
języku powieści. Pisarz unika klisz językowych i próbuje znaleźć własne słowa,
aby dotrzeć do konkretnego doświadczenia. Wystarczy przeczytać fragment, w
którym jego żona rodzi ich pierwsze dziecko, przez wiele godzin zmagając się z
bólem, masowana przez męża, aby zrozumieć sugestywność języka tej powieści. Bałem
się i męczyłem razem z nimi, by potem ze wzruszeniem wziąć do rąk noworodka. Knausgard,
pisząc o wszystkim, postępuje niestosownie, ale nie w sposób przedstawiany w
„Trudnych sprawach”, tylko wbrew powtarzanym tam schematom, na opak.
Moim zdaniem najciekawsze w
„Mojej walce” – podobnie jak we wszelkich autobiografiach, wyznaniach i
dziennikach – są momenty, w których bohater zachowuje się nierealistycznie,
przeczy ustaleniom psychologii, wydaje się sztuczny. Poczyna sobie jak dandys
starający się zaskoczyć samego siebie. Wtedy czytelnikowi objawia się to, co
Witkacy nazywał „metafizyczną dziwnością istnienia”. Efektownym przykładem
takiej sceny w „Mojej walce” jest fragment, w którym dorosły, żonaty, poważany
Knausgard zostaje na imprezie odrzucony przez nieznajomą dziewczynę i tnie
sobie twarz żyletką. Żałosne, gówniarskie, nieprawdopodobne? Następnego dnia
chodzi zawstydzony z oszpeconą twarzą. Ciekawe, co czuł... kiedy o tym pisał.
Paweł Niesiołowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz