Wśród nowości wydawniczych
piśmiennictwa węgierskiego, takich jak „Pixel” Krisztiny Toth czy „Tureckie
lustro” Viktora Horvatha, pojawiła się
powieść „Ptaki Wierchowiny. Wariacje na temat dni ostatnich”.
Podczas czytania powieści Ádáma
Bodora poczułam się odkrywcą nowego lądu. Paralelna rzeczywistość, do której
zabrał mnie autor zachwyca i przeraża, na zmianę wabi i odstręcza.
Tytułowa Wierchowina to miejsce
trudne do zlokalizowania na mapie. Na pewno znajduje się w górach, wśród
gejzerów, daleko od zgiełku miast. Wydaje się, że jest tam pięknie. Osadę
zamieszkuje zaledwie kilkoro dobrze sobie znanych ludzi m.in. brygadier,
fryzjerka, szynkarz, duchowny, sklepikarz. Rytm życia wyznacza żywioł – woda,
którą trzeba odpowiednio regulować, kontrolować i dostarczać. Pieczę nad
zbiornikami retencyjnymi trzyma Anatol Korkodus – właściciel księgi
kucharskiej, w której podane są przepisy na życiowe problemy. Codzienność toczy
się między stacją kolejową, gospodą, a pracą w otwartych przestrzeniach.
Pozornie życie na Wierchowinie jest ustabilizowane, spokojne, wręcz nudne. Ale to
tylko iluzja.
Namiastkowy spokój i przyjemność
płynąca z piękna natury zaburza nieobecność ptaków, przeszywająca cisza,
nadprzyrodzone zdolności postaci. Strach potęguje coraz częstsza obecność
nieznajomych – milczących i zdystansowanych. Gdy w niewyjaśnionych
okolicznościach zaczynają znikać ziomkowie, życie w enklawie zmienia się w oczekiwanie
na śmierć.
Świat, który udało się stworzyć
Ádámowi Bodorowi w moim odczuciu jest wyjątkowy. Żyjący w nim człowiek jest na
granicy świata prawdziwego i magicznego. Szczegółowość i ekspresyjność opisu
pozwala wejść do okrutnej „baśni” rozgrywającej się w realistycznym świecie i
współodczuwać emocje postaci. Chociaż bohaterowie
godzą się na życie w ciągłym strachu i niepewności, to czekają na zmiany,
pytają o sens, zachęcają do dyletanckiego filozofowania. Nagromadzenie charakterów
i ciągłe przeskoki w czasie akcji powieści czynią ją wymagającą. Rekompensatą
za skupienie są poetyckie opisy krajobrazu i natury. Autor dowartościował
przyrodę, postawił ją ponad człowiekiem, uczynił z niej impuls do metafizycznej
zadumy: „Cały ogród wypełnia zielone brzęczenie, bzyczenie. Kiedy zamykam oczy,
rozlewa się we mnie nierozumna radość, opanowuje moją duszę. Łagodnie kołyszę
się nad tym wszechświatem…”
Zachęcam do doświadczenia potęgi pozaracjonalnych sił i nasłuchiwania „pomruków tającego śniegu” oraz „gęstej ciszy Niemego Lasu”. Zapewni to Ádám Bodor w swojej nowej powieści.
Karolina Robak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz