wtorek, 10 grudnia 2013

Thomas Bernhard "Wymazywanie"


Z Franzem-Josefem Murauem, narratorem książki Thomasa Bernharda, łączy mnie namiętność przerysowywania. Nie ma to nic wspólnego z kłamaniem. Wprost przeciwnie – jest skutkiem ubocznym obsesyjnego dążenia do szczerości. Polega na tym, że gdy coś mnie w szczególny sposób poruszy – zachwyci lub przerazi – staram się to doświadczenie przekazać w pełni drugiej osobie za pomocą hiperboli. Być może ta kontrowersyjna metoda wynika z niewiary w możliwości języka i rozumu – mimo starań człowiek nie jest w stanie oddać swojego zachwytu lub przerażenia. Może się łudzić, że – jeśli wzmocni przekaz – zbliży się do pierwotnego efektu. Czasem poddaję się tej iluzji. Myślę, że stąd bierze swój początek styl prozy Thomasa Bernharda, który doskonale koresponduje z treścią. W długich, pełnych pasji zdaniach, co chwila powtarzają się pewne słowa i wyrażenia. Wracają wypowiedziane trochę inaczej, zwracają uwagę, zapadają w pamięć, traumatyzują. 

Bo jest to opowieść o rodzinnych traumach, które – mniejsze lub większe, zabliźnione czy palące – posiada każdy człowiek. Franz jest jednak nieprzeciętny – to człowiek ducha. Urodził się w Wolfsegg – majątku ziemskim w Austrii. Jego najbliższa rodzina – matka, ojciec, brat i dwie siostry – jest mu daleka i oddala się od niego coraz bardziej. Właściwie to on działa w tej sytuacji – ucieka do Rzymu. Wcześniej jednak spędza z rodziną wystarczająco dużo czasu, aby już nigdy o niej nie zapomnieć. Ojciec – ignorant i nazista – oraz matka – idiotka i krańcowa egoistka – będą go prześladować przez całe życie. Próbuje on wymazać złe wspomnienia poprzez drobiazgową i brutalną analizę swojej przeszłości. Bodźcem rozpoczynającym buntowniczy retrospektywny monolog jest śmierć rodziców i brata w wypadku samochodowym. Przy tym Franz rozprawia się tu nie tylko z patologiczną rodziną, ale z całą Austrią, zepsutą przez ideologię narodowego socjalizmu i katolicyzm, które wymazały z niej wszelkie przejawy humanistycznego ducha. Nie ma litości – obrywa się nawet Goethemu i Mannowi.

Paweł Niesiołowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz