czwartek, 16 stycznia 2014

Thomas Bernhard "Autobiografie"


  
Nie tak dawno włączyliśmy do zbiorów Biblioteki „Wymazywanie” Thomasa Bernharda. W tekście o tamtym dziele zwróciłem uwagę na obsesyjny i emocjonalny styl prozy Austriaka. Po lekturze „Autobiografii” stwierdzam, że autor jest konsekwentny w wypracowanej formie. Nadal wymaga od czytelnika dużo cierpliwości, rewanżując się precyzją wywodu i pasją humanisty. Książka ta wyczerpała mnie oraz tematy.

Treść koresponduje z formą – skupia się na drobiazgowej analizie newralgicznych momentów w procesie dojrzewania bohatera: szkole, mistrzach, doświadczeniu choroby i śmierci, poszukiwaniu sposobu na zaspokojenie potrzeby ekspresji i zrozumienia, radzeniu sobie z samotnością, usamodzielnianiu, uspołecznianiu. Zastosowanie liczby mnogiej w tytule może wskazywać na wyraźny podział życia bohatera na etapy – często przeciwstawne sobie, alternatywne, wymagające symbolicznych ponownych narodzin. Bo też Bernhard talentami mógłby ozdobić kilka osób, dając im szansę na ciekawy życiorys. Gra na skrzypcach, śpiew, rysowanie, pasje literackie... W pewnym momencie Thomas porzuca szkołę i podejmuje pracę na stanowisku pomocnika w sklepie spożywczym w najgorszej dzielnicy Salzburga. Ta zmiana nadaje jego życiu wartość, ratuje go przed samobójstwem i staje się jedną z przyczyn wieloletniej walki Bernharda z chorobami płuc. 

Silne wrażenie wywarł na mnie opis perypetii chorobowych bohatera. Najpierw umierał na zapalenie płuc, potem, między innymi przez ignorancję lekarzy, nabawił się gruźlicy. Powtarzające się jak mantra na kolejnych stronach „Autobiografii” opowiadanie o nadwyrężającym płuca zmuszaniu się do kaszlu w celu napełnienia butelki flegmą zdatną do badań laboratoryjnych wymuszało u mnie przerwy w czytaniu. Turpizm przeplata się tu z fizjologicznym wstrętem, myśli samobójcze z pragnieniem życia. Powrót do zdrowia wydaje się być zasługą siły woli Bernharda. Mimo zaciekłej kontestacji rzeczywistości, nie brakuje mu witalności, która wespół z wewnętrzną dyscypliną, podtrzymuje jego neurotyczny umysł, jak kule inwalidę wojennego. Choć może to tylko maski skrywające nienasycenie i intelektualne obsesje. Czyli nie kule, lecz szczudła…

Paweł Niesiołowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz