wtorek, 17 lutego 2015

Lars Saabye Christensen „Odpływ”


Jest to opowieść o związku życia z pisaniem i o dojrzewaniu, które może trwać przez całe życie. Główny bohater, między innymi Chris lub Funder lub Chaplin – nosi on wiele imion w zależności od czasu i przestrzeni – spędza wakacje z matką w letnim domu w małej miejscowości w Norwegii. W głowie ma „dołki”, które męczą go i utrudniają kontakt z innymi ludźmi. Jego prawa stopa jest wykrzywiona pod dziwnym kątem. Chce zostać pisarzem. Próbuje napisać wiersz o lądowaniu człowieka na księżycu, które ma się wydarzyć za chwilę – mamy rok 1969.


Chris jest introwertykiem, który nie lubi jeść obiadów w towarzystwie innych ludzi. Matkę – najbliższą mu osobę – traktuje czasem w nieludzki sposób, ponieważ męczy go jej poświęcenie i trudno mu się od niej uniezależnić. Jest człowiekiem o wielu twarzach, który dostosowuje się do innych i próbuje się wszystkim przypodobać. Stoi w rozkroku pomiędzy bosym chłopcem Iverem Maltem, a popularnymi dzieciakami i Heidi – swoją pierwszą miłością. Iver Malt i jego rodzina zostali odrzuceni przez miejscową społeczność. Bohater dostrzega w Iverze jedną ze swoich twarzy – człowieka, który jest zamknięty we własnym świecie. Funder pisze, aby tworzyć własną tożsamość, przez co pisanie staje się rodzajem obsesji, magiczną sztuką, w której stawką jest życie. 


Fabuła „Odpływu” uwzględnia także dorosłego pisarza, który nadal próbuje uporać się ze swoim traumatycznym przywiązaniem do słowa. Opisana młodość jest zniekształcona przez pryzmat wspomnień. Dodatkowo sporą część książki zajmuje osobna – prawdopodobnie napisana przez głównego bohatera – historia Franka Farrellego, który mieszka z matką w Karmack (USA) – miejscu ponurym, pustym i martwym, jak z sennego koszmaru, zapomnianym, gdzie już nie zatrzymuje się pociąg. Szansą na zmianę staje się dla Franka posada w urzędzie na stanowisku pośrednika, czyli osoby, która przynosi mieszkańcom Karmack złe wiadomości. Psychopatycznie odporny na ludzkie dramaty i żądny uznania ze strony innych bohater sam wplątuje się w kryminalną aferę.


W całej książce, niczym refren w piosence, powtarzają się pewne motywy: lądowanie Neila Armstronga na księżycu, „Blue Skies” Elli Fitzgerald oraz „Moby Dick” Hermana Melville’a. Opisanie traumatycznych relacji rodzinnych pisarza oszczędnym – lecz niepozbawionym metafor – stylem sprawia, że „Odpływ” można porównać z rewelacyjną „Moją walką” Knausgarda. Ze względu na realistyczne odzwierciedlenie małomiasteczkowych obyczajów, przeplatające się z perspektywą „dołków” głównego bohatera i pewnym „potworem” zamkniętym przed światem – postawiłbym tę książkę na półce obok „Szczęśliwej ziemi” Orbitowskiego. Historia o Franku Farellim z Karmack z dojmującym klimatem beznadziei, osaczenia, pozorów i zbrodni przypomina mi utwory Kafki i „Rok 1984” Orwella. 


Polubiłem głównego bohatera z jego słabościami i zainteresowała mnie ta historia. Książka w kilku momentach okazała się zaskakująca, w paru innych – odkrywcza. Spodobało mi się np. rozumienie przez bohatera wolności jako możliwości zrealizowania czegoś w pełni. Zanim spali się za sobą most, warto najpierw nim przejść i doświadczyć wewnętrznej zmiany. Dany sposób postępowania jest właściwy dla określonego czasu w życiu człowieka. Tego uczą nas mity i między innymi dla lepszego zrozumienia tej myśli warto przeczytać książkę Christensena.


Paweł Niesiołowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz