Do końca stycznia w Pałacu
Opatów w Oliwie trwała wystawa „Dybuk. Na
pograniczu dwóch światów”. Wśród całego bogactwa prac znalazła się makieta
obozu koncentracyjnego wykonana z klocków lego. Zbigniew Libera poprzez swoją
budowlę chciał wyrazić sprzeciw wobec banalizacji Holocaustu. Podobnej krytyki
podjęła się Anna Dziewit-Meller w powieści „Góra Tajget”.
Sebastian to
młody Ślązak, właściciel dobrze prosperującej apteki. Od czasu pojawienia się
na świecie córki, popadł w paniczny lęk o zdrowie i życie dziecka. Jego
codzienną rutynę przerwała rozmowa z emerytowanym nauczycielem - Zgierskim,
który swojego dawnego ucznia zaangażował w upamiętnienie zapomnianej zbrodni.
Jest to moment, w którym bliżej poznajemy historię kilku bohaterów związanych z
“projektem ekonomicznym” nazistów czyli akcją T4 na Śląsku. Były to odgórnie
zaplanowane zabójstwa małych dzieci, których cechy charakteru (niesforność) lub
problemy zdrowotne (wada wzroku) kwalifikowały do przebywania w szpitalu, a w
efekcie do uśmiercenia poprzez podanie trucizny.
Akcja
książki rozgrywa się na dwóch płaszczyznach – dzisiejszej i historycznej. Żyjący
współcześnie Sebastian i jego żona zupełnie nie są świadomi, jak los ich rodzin
został silnie uwarunkowany wydarzeniami z okresu II wojny światowej. Ciotka
okazuje się ofiarą gwałtów żołnierzy Armii Czerwonej, a ojciec “pacjentem”
nazistowskich lekarzy. Bardzo cenie współistnienie i przenikanie tych światów.
Uświadamia mi to, że od historycznej traumy nie można uciec. Nie da się jej
przykryć kolejnymi warstwami lat i udawać, że nie dotyczy mojej codzienności,
że jest to sprawa IPN-u. Obserwując napięcia społeczne w Europie, nie mam
cienia wątpliwości, że jest to kalka z przeszłości, że historia wraca. Autorka
idzie jeszcze dalej. Tworzy przejmujące opisy trywializacji okrutnych faktów z
naszej przeszłości. Prezydent miasta na prośbę Zgierskiego o stworzenie grobu
dzieci-ofiar reaguje: „góra pieniędzy, miejskie inwestycje, wsparcie z budżetu,
[…] poważni bohaterowie, żołnierze wyklęci, AK i rocznica wybuchu Powstania.
Wariaci, nieletni, czy to aby na pewno jest wizytówka miasta, będzie SPA,
klienci (także z Niemiec!), czarny PR, odpływ gotówki. Patrzmy w przyszłość,
nie oglądajmy się za siebie, niech trupy nie wypadają z szaf.”
Kwestia
dzisiejszego funkcjonowania i rozumienia tragizmu ludzi poddanych masowej Zagładzie
– jak dla mnie – jest jednym z najważniejszych zagadnień poruszonych w „Górze
Tajget”. Wydaje się, że do tego tematu należy podchodzić z estymą i głęboką
refleksją. Niestety nie zawsze tak jest. Dobrym przykładem są przewijające się w
potocznym języku sformułowania „praca czyni wolnym” w odniesieniu do
zarobkowania. Nadużywanie pojęć i symboli związanych z Holocaustem jest przesadą, spowszechnieniem i brakiem prawdziwego zrozumienia katastrofy
człowieczeństwa.
Emocjonalne
opisy przeżyć bohaterów wzruszają dogłębnie. Niestety momentami połączenie baśniowej
konwencji z chłodem i surowością opisu nie przekonują mnie. Stworzenie takiej
ambiwalencji wzmacnia “rażenie” siłą słowa - co jest dużą zaletą. Z drugiej
strony Anna Dziewit-Meller w swojej narracji odbiega od kanonicznej powieści
historycznej, której formę zachował Steve Sem-Sandberg w “Wybrańcach” - książce
o tej samej akcji eksterminacyjnej przeprowadzonej w Austrii. Moim zdaniem
szwedzki pisarz - dzięki takiej kompozycji - zdołał przekazać zdecydowanie
więcej. To co wspaniałe w obu tych tekstach to szczere zaangażowanie i
niezwykłe uwrażliwienie na krzywdę drugiego człowieka, w szczególności tego
najsłabszego.
Karolina Robak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz