wtorek, 22 marca 2016

Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget"


Do końca stycznia w Pałacu Opatów w Oliwie trwała wystawa „Dybuk. Na pograniczu dwóch światów”. Wśród całego bogactwa prac znalazła się makieta obozu koncentracyjnego wykonana z klocków lego. Zbigniew Libera poprzez swoją budowlę chciał wyrazić sprzeciw wobec banalizacji Holocaustu. Podobnej krytyki podjęła się Anna Dziewit-Meller w powieści „Góra Tajget”.
Sebastian to młody Ślązak, właściciel dobrze prosperującej apteki. Od czasu pojawienia się na świecie córki, popadł w paniczny lęk o zdrowie i życie dziecka. Jego codzienną rutynę przerwała rozmowa z emerytowanym nauczycielem - Zgierskim, który swojego dawnego ucznia zaangażował w upamiętnienie zapomnianej zbrodni. Jest to moment, w którym bliżej poznajemy historię kilku bohaterów związanych z “projektem ekonomicznym” nazistów czyli akcją T4 na Śląsku. Były to odgórnie zaplanowane zabójstwa małych dzieci, których cechy charakteru (niesforność) lub problemy zdrowotne (wada wzroku) kwalifikowały do przebywania w szpitalu, a w efekcie do uśmiercenia poprzez podanie trucizny.      
Akcja książki rozgrywa się na dwóch płaszczyznach – dzisiejszej i historycznej. Żyjący współcześnie Sebastian i jego żona zupełnie nie są świadomi, jak los ich rodzin został silnie uwarunkowany wydarzeniami z okresu II wojny światowej. Ciotka okazuje się ofiarą gwałtów żołnierzy Armii Czerwonej, a ojciec “pacjentem” nazistowskich lekarzy. Bardzo cenie współistnienie i przenikanie tych światów. Uświadamia mi to, że od historycznej traumy nie można uciec. Nie da się jej przykryć kolejnymi warstwami lat i udawać, że nie dotyczy mojej codzienności, że jest to sprawa IPN-u. Obserwując napięcia społeczne w Europie, nie mam cienia wątpliwości, że jest to kalka z przeszłości, że historia wraca. Autorka idzie jeszcze dalej. Tworzy przejmujące opisy trywializacji okrutnych faktów z naszej przeszłości. Prezydent miasta na prośbę Zgierskiego o stworzenie grobu dzieci-ofiar reaguje: „góra pieniędzy, miejskie inwestycje, wsparcie z budżetu, […] poważni bohaterowie, żołnierze wyklęci, AK i rocznica wybuchu Powstania. Wariaci, nieletni, czy to aby na pewno jest wizytówka miasta, będzie SPA, klienci (także z Niemiec!), czarny PR, odpływ gotówki. Patrzmy w przyszłość, nie oglądajmy się za siebie, niech trupy nie wypadają z szaf.”
Kwestia dzisiejszego funkcjonowania i rozumienia tragizmu ludzi poddanych masowej Zagładzie – jak dla mnie – jest jednym z najważniejszych zagadnień poruszonych w „Górze Tajget”. Wydaje się, że do tego tematu należy podchodzić z estymą i głęboką refleksją. Niestety nie zawsze tak jest. Dobrym przykładem są przewijające się w potocznym języku sformułowania „praca czyni wolnym” w odniesieniu do zarobkowania. Nadużywanie pojęć i symboli związanych z Holocaustem jest przesadą, spowszechnieniem i brakiem prawdziwego zrozumienia katastrofy człowieczeństwa.
Emocjonalne opisy przeżyć bohaterów wzruszają dogłębnie. Niestety momentami połączenie baśniowej konwencji z chłodem i surowością opisu nie przekonują mnie. Stworzenie takiej ambiwalencji wzmacnia “rażenie” siłą słowa - co jest dużą zaletą. Z drugiej strony Anna Dziewit-Meller w swojej narracji odbiega od kanonicznej powieści historycznej, której formę zachował Steve Sem-Sandberg w “Wybrańcach” - książce o tej samej akcji eksterminacyjnej przeprowadzonej w Austrii. Moim zdaniem szwedzki pisarz - dzięki takiej kompozycji - zdołał przekazać zdecydowanie więcej. To co wspaniałe w obu tych tekstach to szczere zaangażowanie i niezwykłe uwrażliwienie na krzywdę drugiego człowieka, w szczególności tego najsłabszego. 
Karolina Robak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz