piątek, 29 kwietnia 2016

James McBride "Ptak dobrego Boga"


W roku 1859 banita i biały abolicjonista John Brown, aby dać początek wojnie z niewolnictwem, dokonał napadu na Harpers Ferry w stanie Wirginia – największy arsenał w Stanach Zjednoczonych. Napad się nie powiódł. Wywołał jednak panikę w całym kraju i przyczynił się do wybuchu wojny secesyjnej. Brown został powieszony, a większość z jego dziewiętnastu wspólników zginęła. O tych wydarzeniach opowiada James McBride w powieści przygodowej „Ptaki dobrego Boga”.

John Brown jest warty wielu opowieści. Z wyglądu i zachowania przypomina jurodiwego – szaleńca Chrystusowego, typ świętego w dawnej Rosji, którego pochodzenie wyjaśniają słowa świętego Pawła: „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość”. John Brown niewiele je i mało śpi, nosi podarte ubrania, ma pomarszczoną twarz i długą brodę, często wpada w religijne uniesienie i modli się wtedy głośno godzinami. Co prawda nie czyni cudów, chyba że za takowe uznamy umiejętność wychodzenia cało z najgorszych tarapatów, w które nie bez własnej winy często wpada. Jego święte opętanie ujawnia się też w porze zabijania. Widać to już w jednej z początkowych scen książki, gdy Brown przez przypadek atakuje dom nie tego zwolennika niewolnictwa, którego trzeba, a mimo to wywleka z domu mężczyznę razem z jego synami i każe własnym synom odrąbać im głowy pałaszami. Kiedy żona mordowanego błaga go o litość, Brown wydaje się być nieobecny:

„Był jakby gdzie indziej, jakby sie zagubił we swoich myślach. Patrzał ponad jej głowom w niebo albo w dal. Kiedy przychodziła pora zabijania, od razu sie robił jak świenty”.

W podobny stan Brown wpada podczas modłów:

„Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy Starzec zaczynał gadać o świentościach, czyli zawsze kiedy tylko wspomniał o Stwórcy, robił się naprawde niebezpieczny. Przebiegał go jakby prund, a jego głos robił sie chrapliwy jak żwir chrzęszczący na drodze. Brown jak gdyby rósł, jego zmenczone starcze ciało zmieniało sie i stawał sie potężny jak maszyna śmierci”.

Kontakt ze świętością Brown osiąga na dwa sposoby: poprzez modlitwę i dzięki zabijaniu. W swoim okrucieństwie przypomina starotestamentowych proroków, których srogość przewyższała tylko krwiożerczość Boga. W archaicznych czasach ludzie zdawali sobie sprawę, że święta natura rzeczywistości objawia się podczas rytualnej ofiary. Uczestniczący w niej ludzie doświadczali transgresji i pokawałkowany przez świadomość świat odzyskiwał dla nich ciągłość. Olga Tokarczuk w „Księgach Jakubowych” opisała postać innego proroka – Jakuba Franka, którego czyny były równie gwałtowne jak postępowanie Johna Browna. Święci i prorocy nie są moralistami, lecz rewolucjonistami, nie przynoszą światu pokoju, tylko miecz.

Niejednoznaczność postaci Johna Browna wynika też z narracji, która występuje w tej powieści. Historię Starca poznajemy z punktu widzenia jego towarzysza, Henry’ego „Cybulki” Shackleforda, czarnoskórego chłopca, który w wyniku nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności przez cały czas trwania powieści (jak wspomina na samym początku – przez 17 lat) jest przebrany za dziewczynkę. Nierealne przypadki towarzyszą mu ciągle, co sprawia, że antybohater, który chce tylko uciec, aby wieść spokojne, wygodnie i bezpiecznie życie, przez cały czas znajduje się w centrum karkołomnej awantury. Opisuje on dzieje Browna prostym, kaleczącym angielski językiem niewolnika z południa (tłumacz w języku polskim świetnie oddał to za pomocą ludowych gwar). To w oczach Cybulki Starzec jest groteskowym szaleńcem. Sam chłopiec przez swoje nieprawdopodobne losy nabiera cech fantastycznych. Decyzja autora, aby przedstawić historię jego głosem, zaważyła na pojawieniu się w powieści humoru sytuacyjnego oraz na nadaniu jej cech mitu.

Losy Henry’ego Shackleforda zostały przedstawione za pomocą gatunku znanego pod nazwą bildungsroman. Bohater dojrzewa jednak w specyficznej sytuacji – przez cały czas udaje dziewczynę. A przecież jest też Murzynem na południu, który, aby przeżyć, musi kłamać. Jednak sukienka zdaje się mieć więcej zalet niż wad – pozwala uniknąć walki, sprawia, że inni się tobą opiekują, przy tym na dzikim południu, w przeciwieństwie do kulturalnej północy, ceni się kobiety, które piją i przeklinają jak mężczyźni. To wszystko bardzo podoba się bohaterowi. Posiada on wiele cech, które w jego kulturze zwykło się przypisywać kobietom: poza tchórzostwem na polu bitwy – delikatność, niezdecydowanie, upodobanie do śpiewu. Z kolei atrybuty stereotypowo męskie, takie jak odwaga, siła, zdecydowanie, w powieści posiadają kobiety, czyli pani generał Harriet Tubman (postać autentyczna) i przewodząca buntowi niewolników Sibonia. To one odgrywają tu role mitycznych przewodniczek, które wraz z Johnem Brownem pomagają chłopcu stać się mężczyzną. Powieść świetnie nadaje się do interpretacji według teorii płci kulturowej.

Kiedy w powieści dochodzi do egzekucji Sibonii, narrator zwraca się do czytelników słowami: „Szkoda, że nie potrafie przekazać wam tego napiencia”. Dalej pojawia się jednak próba oddania nastroju towarzyszącego tej chwili: „Zdawało sie, że sznur owinął sie wokół słońca na niebie i unieruchomił wszystkie liście i gałonzki”. Kiedy zachodzi taka potrzeba, narracja „Ptaka dobrego Boga” zręcznie korzysta z języka poezji. Jednak z zasady jest oszczędna w wyrazie. W końcu dla powieści przygodowej najważniejsza jest akcja, tak jak w walce z niewolnictwem liczą się czyny Johna Browna, a nie słowa i deklaracje abolicjonistów z północy. Dlatego na końcu chcę zapewnić czytelników i czytelniczki, że świadomość postmodernistycznego kryzysu tożsamości i ograniczeń w poznawaniu świata przez człowieka, nie zakłócają ani fabuły tej powieści, ani jej wartkiej akcji – „Ptak dobrego Boga” przedstawia spójną historię, która trzyma w napięciu od początku do końca.

Paweł Niesiołowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz