piątek, 30 maja 2014

Witold Szabłowski "Tańczące niedźwiedzie"



 

Niegdyś Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” założył w Polsce akademię smorgońską. Nie była to uczelnia w powszechnym rozumieniu: wykładowcy nie mieli tytułów naukowych, a studenci matury. Wychowankami takiej szkoły były… niedźwiedzie. Zwierzęta poddawano tresurze: uczono tańca, marszu, stania na dwóch łapach. „Niedźwiedzią wszechnicę” zamknięto na początku XIX w. Podobne praktyki odbywały się w Bułgarii - tyle, że do 2007 r.

Wela to ukochana niedźwiedzica Mirczewa. Wspólnie przeżyli wiele lat. Ona – od urodzenia w niewoli z metalowym kółkiem w nosie i smyczą, on – z nimbem chwały, poczuciem wyższości i pełnymi kieszeniami pieniędzy. Idealny, toksyczny związek…
Para zyskała szczyt popularności w okresie komunizmu. Wraz z nastaniem rządów demokratycznych i wejściem do UE, w Bułgarii zakazano tresury niedźwiedzi. Mirczew musiał rozstać się z podopieczną. Wela – podobnie jak inne zniewolone niedźwiedzie – trafiła do (sic!) Parku Tańczących Niedźwiedzi. W rezerwacie próbowano przywrócić zwierzęta do naturalnego, swobodnego życia. Ale one nie potrafiły zaistnieć na nowo, nie radziły sobie z wolnością.

Tak jak bułgarskie niedźwiedzie – zniewolone, ciągnięte za sznurek, a później oswobodzone – kraje postkomunistyczne nie zawsze potrafią wykorzystać otrzymaną wolność.  Mieszkańcy Kuby nadal – jak boga – wielbią Fidela Castro, Gruzini są dumni, że Stalin urodził się w Gori, w Serbii organizuje się wycieczki pod nazwą „Pop- art Radovan” – śladami Radovana Karadżicia – odpowiedzialnego za ludobójstwo w Srebrenicy. 

„Tańczące niedźwiedzie” to dwie opowieści. Pierwsza – rozczulająca – o zniewolonych  niedźwiedziach. Druga – momentami wprawiająca w zażenowanie, zawstydzająca i smutna – o krajach, w których zmienił się system polityczny.
Samodzielnie są to piękne teksty – o niezależności, miłości, odwadze, chęci zmiany. Natomiast połączenie narracji w konwencji baśni z reportażem politycznym - rozczarowuje. Czytelnik czuje złość do pisarza, że zakończył opowieść o niedźwiedziach i zaczyna opis szmuglowaniu towarów na granicy ukraińsko – polskiej. 

Odnoszę wrażenie, że autor miał piękne teksty na dwa różne tematy i trochę na siłę spróbował je połączyć używając tańczących niedźwiedzi jako metafory państw, wyzwalających się spod komunizmu lub państw, w których demokracja nie trwa długo. 

Pomimo, że powyżej przytoczone porównanie, nie przekonuje mnie, uważam, że najnowsza książka Witolda Szabłowskiego jest naprawdę wartościową pozycją. Wzbogaca nas o przeżycia emocjonalne i intelektualne. 
Karolina Robak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz