czwartek, 23 stycznia 2020

Becky Arbertalli i Adam Silvera, "A jeśli to my"


Dzisiejszą recenzję chciałabym poświęcić książce, stworzonej przez moich dwóch ulubionych autorów: Becky Albertalli oraz Adama Silvera. Bardzo długo czekaliśmy na efekty ich współpracy. Czy było warto?
Książka “A jeśli to my” opowiada historię dwóch nastolatków - siedemnastoletniego Arthura, który przyjechał do Nowego Yorku na wakacje, aby pomagać jako stażysta w firmie prawniczej, w której pracuje jego mama oraz Bena, stałego mieszkańca Miasta Snów, którego wakacje polegają na chodzeniu do szkoły letniej. Arthurowi brakuje jego przyjaciół, którzy przed jego wyjazdem, a właściwie po balu, na którym Arthur przyznał się do bycia “tęczowym”, bardzo się od niego odsunęli. Ben z kolei tęskni za swoim byłym chłopakiem - Hudsonem. Arthur jest wielkim fanem Brodwayu, a przede wszystkim musicalu “Hamilton”, Ben za to kocha pisać opowiadania fantasy. Chłopcy bardzo się różnią – Arthur pochodzi z bogatej amerykańskiej rodziny, a Ben - z biednej rodziny emigrantów.
Kiedy bohaterowie spotykają się na poczcie, nie wiedzą, co szykuje dla nich wszechświat. Ben odsyła rzeczy byłego chłopaka Hudsona, a zaciekawiony Arthur podąża za tajemniczym przystojniakiem, zapominając o tym, że musi dotrzeć do pracy. Chłopcom niezręczną rozmowę przerywają oświadczyny pary nieznajomych w prawdziwie brodweyowskim stylu. Zamieszanie staje się dla Bena tłem do ucieczki. Zasmucony ucieczką rozmówcy Artur żałuje, że nie zdążył poznać imienia uciekiniera. Następnie przez kilka tygodni trwają wzajemne poszukiwania głównych bohaterów, w których pomagają im ich przyjaciele. Chłopcy wielokrotnie są blisko poddania się i rezygnacji, ale ich uczucia nie dają się stłumić. Wreszcie, gdy udaje się im odnaleźć siebie nawzajem, okazuje się, że nie była to najtrudniejsza część ich znajomości. Pierwsza randka młodych okazuje się porażką, tak samo druga i trzecia. Arthur stara się za mocno, jest zbyt zazdrosny o Hudsona, o którym Ben nie może zapomnieć. Przyjezdny nie rozumie więzi swojego obecnego chłopaka z jego byłym. Ben z kolei nie stara się wystarczająco, jest zawsze spóźniony, czuje się gorszy od Arthura przez swoje pochodzenie i brak pieniędzy. Nie jest też w stanie zrozumieć zazdrości Arthura. Czy mimo trudności uda im się przeżyć swój własny romans rodem z filmów? A może ich znajomość to tylko jedno z przelotnych zdarzeń, które zdarzają się każdemu z nas? Czy prawdziwe życie to faktycznie tylko jeden z brodweyowskich musicali?
Bardzo cieszyłam się na tę książkę. Spodziewałam się czegoś wyjątkowego po tych autorach, piszących pióro w pióro, ale rzeczywistość zdecydowanie przerosła moje oczekiwania. W powieści jest naprawdę wiele wątków, poruszanych zostało wiele ważnych spraw. I mówiąc „wiele” mam na myśli naprawdę dużo. Gdyby ktoś mi powiedział, że da się napisać o tylu rzeczach i stworzyć ciekawą, spójną treść - wyśmiałabym go. A jednak, udało się!
Jednym z poruszonych w książce tematów jest choroba. Częsty motyw opowiadań tutaj pojawia się zaledwie kilka razy, niezbyt nachalnie, poruszony jakby przypadkowo. Arthur choruje na ADHD, o czym autorzy nie mówią wprost. Temat pojawia się przy okazji wizyty chłopców w barze. Dowiadujemy się, że Artur bierze Adderall i nie powinien go mieszać          z alkoholem i że najlepszemu przyjacielowi Bena zdarzają się ataki paniki. Jest wyjaśnione, jak chłopcy czują się przez dolegliwości, ale nie jest to nachalnie tłumaczone. Są to bardziej wtrącenia. Bardzo podoba mi się, że z bohaterów nie zrobiono męczenników, którzy całe swoje życie poświęcają chorobom.
Drugim ważnym tematem jest poruszona przez Bena kwestia tożsamości narodowej. Nikt nie uważa go, za rodowitego obywatela jego kraju - Argentyny, ponieważ nie mówi po hiszpańsku, nie ma ciemnego koloru skóry i nie zajada się w kółko potrawami z rodzinnego gniazda. Chłopaka denerwują stereotypy na jego temat i stara się tłumaczyć innym,  co czuje.
Kwestią, której opis doprowadził mnie do łez, jest brak akceptacji dla odmienności. Jednak nawet on nie jest “agresywnie” opisywany, nie zajmuje dużej części powieści. Pojawia się jedynie jako wątek. Arthur i Ben wracają z randki do domu, gdy zmęczony dniem przyszły prawnik przysypia na ramieniu swojego chłopaka. Wtedy do przedziału wchodzi mężczyzna     i zaczyna wyzywać chłopców. Ben się stawia - nie chce zignorować takiej obrazy, ale ostatecznie przez naleganie Arthura odpuszcza i para wysiada na najbliższej stacji. Po tej przykrej sytuacji Arthur rozpłakał się na ulicy. Nowy York był dla niego obietnicą akceptacji,     a mimo to, nawet tu nie mógł być sobą. Jego wyznania sprawią, że nawet największemu przeciwnikowi LGBT zrobi się przykro.
Oczywiście najważniejszymi wątkiem (jak w większości książek Silvera) są - miłość i przeznaczenie. Czy da się zakochać od pierwszego wejrzenia? Kto decyduje o Nas - los czy my sami? Czy na wszystkie zdarzenia mamy wpływ? Kiedy Arthur i Ben spotykają się na poczcie, nie wiedzą, co szykuje dla nich los. Być może nic – zostaną rozdzieleni. Być może wszystko – spotkają się ponownie. Przez większość książki zdawało mi się, że prym wiedzie Becky Arbertalli. Widoczny był jej styl pisania i wypowiedzi bohaterów, jej styl żartów oraz, zwłaszcza pod koniec - typowy dla niej rozwój wydarzeń (szybka akcja, niespodziewane wydarzenie, którego nikt by się nie spodziewał, opisy uczuć towarzyszących bohaterom). Czułam się trochę tak, jakbym czytała drugą wersję “Twojego Simone’a”. Oczywiście, pojawiały się teksty charakterystyczne pióra Adama - rozważania o wszechświecie, które można znaleźć w każdej z jego książek, niewybredne dowcipy, nietypowy rozwój wydarzeń, bohater z fiksacją na punkcie fantasy. Miałam jednak wrażenie, że to Arbertalli rozpisała szkic fabuły. Pod koniec lektury sytuacja się zmieniła. Końcówka książki to dzieło zdecydowanie     w stylu Silvera. Autorzy idealnie się uzupełniają: cukierkowa Albertalli z nieco bardziej pesymistycznym kolegą tworzą słodko-gorzką historię o przeznaczeniu, dojrzewaniu                i odkrywaniu siebie oraz drugiego człowieka. Akcja została ograniczona do zaledwie kilku tygodni, dlatego też relacja między chłopakami jest bardzo intensywna, co sprawia, że lekturę czyta się naprawdę szybko. Opowieść jest napisana w lekki sposób i nie porusza bolesnych tematów, po które zawsze sięgał Silvera.
W tej książce autorzy skupili się na opisie drogi, którą nieraz trzeba przebyć, aby odnaleźć szczęście. Żaden z autorów nie miał do tej pory na koncie takiej powieści. Arbertalli skupiała się bardziej na coming outach i poszukiwaniu własnego “ja”, a Silvera - na bólu straty i śmierci.
Polecam tę książkę szczególnie nastolatkom i młodym dorosłym na wolny wieczór.

Patrycja Pawlik, klasa 8c – Koło Recenzentów „Zgryz”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz