Dzisiejszą
recenzję chciałabym poświęcić książce, stworzonej przez moich dwóch ulubionych
autorów: Becky Albertalli oraz Adama Silvera. Bardzo długo czekaliśmy na efekty
ich współpracy. Czy było warto?
Książka “A jeśli to my” opowiada
historię dwóch nastolatków - siedemnastoletniego Arthura, który przyjechał do
Nowego Yorku na wakacje, aby pomagać jako stażysta w firmie prawniczej, w
której pracuje jego mama oraz Bena, stałego mieszkańca Miasta Snów, którego
wakacje polegają na chodzeniu do szkoły letniej. Arthurowi brakuje jego
przyjaciół, którzy przed jego wyjazdem, a właściwie po balu, na którym Arthur
przyznał się do bycia “tęczowym”, bardzo się od niego odsunęli. Ben z kolei
tęskni za swoim byłym chłopakiem - Hudsonem. Arthur jest wielkim fanem Brodwayu,
a przede wszystkim musicalu “Hamilton”, Ben za to kocha pisać opowiadania
fantasy. Chłopcy bardzo się różnią – Arthur pochodzi z bogatej amerykańskiej
rodziny, a Ben - z biednej rodziny emigrantów.
Kiedy bohaterowie
spotykają się na poczcie, nie wiedzą, co szykuje dla nich wszechświat. Ben
odsyła rzeczy byłego chłopaka Hudsona, a zaciekawiony Arthur podąża za
tajemniczym przystojniakiem, zapominając o tym, że musi dotrzeć do pracy.
Chłopcom niezręczną rozmowę przerywają oświadczyny pary nieznajomych w prawdziwie
brodweyowskim stylu. Zamieszanie staje się dla Bena tłem do ucieczki. Zasmucony
ucieczką rozmówcy Artur żałuje, że nie zdążył poznać imienia uciekiniera. Następnie
przez kilka tygodni trwają wzajemne poszukiwania głównych bohaterów, w których
pomagają im ich przyjaciele. Chłopcy wielokrotnie są blisko poddania się i rezygnacji,
ale ich uczucia nie dają się stłumić. Wreszcie, gdy udaje się im odnaleźć
siebie nawzajem, okazuje się, że nie była to najtrudniejsza część ich
znajomości. Pierwsza randka młodych okazuje się porażką, tak samo druga i trzecia.
Arthur stara się za mocno, jest zbyt zazdrosny o Hudsona, o którym Ben nie może
zapomnieć. Przyjezdny nie rozumie więzi swojego obecnego chłopaka z jego byłym.
Ben z kolei nie stara się wystarczająco, jest zawsze spóźniony, czuje się
gorszy od Arthura przez swoje pochodzenie i brak pieniędzy. Nie jest też w
stanie zrozumieć zazdrości Arthura. Czy mimo trudności uda im się przeżyć swój
własny romans rodem z filmów? A może ich znajomość to tylko jedno z przelotnych
zdarzeń, które zdarzają się każdemu z nas? Czy prawdziwe życie to faktycznie tylko
jeden z brodweyowskich musicali?
Bardzo cieszyłam
się na tę książkę. Spodziewałam się czegoś wyjątkowego po tych autorach,
piszących pióro w pióro, ale rzeczywistość zdecydowanie przerosła moje
oczekiwania. W powieści jest naprawdę wiele wątków, poruszanych zostało wiele
ważnych spraw. I mówiąc „wiele” mam na myśli naprawdę dużo. Gdyby ktoś mi
powiedział, że da się napisać o tylu rzeczach i stworzyć ciekawą, spójną treść
- wyśmiałabym go. A jednak, udało się!
Jednym z
poruszonych w książce tematów jest choroba. Częsty motyw opowiadań tutaj
pojawia się zaledwie kilka razy, niezbyt nachalnie, poruszony jakby
przypadkowo. Arthur choruje na ADHD, o czym autorzy nie mówią wprost.
Temat pojawia się przy okazji wizyty chłopców w barze. Dowiadujemy się, że Artur
bierze Adderall i nie powinien go mieszać z alkoholem i że najlepszemu przyjacielowi
Bena zdarzają się ataki paniki. Jest wyjaśnione, jak chłopcy czują się przez
dolegliwości, ale nie jest to nachalnie tłumaczone. Są to bardziej wtrącenia.
Bardzo podoba mi się, że z bohaterów nie zrobiono męczenników, którzy całe
swoje życie poświęcają chorobom.
Drugim ważnym
tematem jest poruszona przez Bena kwestia tożsamości narodowej. Nikt nie uważa
go, za rodowitego obywatela jego kraju - Argentyny, ponieważ nie mówi po
hiszpańsku, nie ma ciemnego koloru skóry i nie zajada się w kółko potrawami z
rodzinnego gniazda. Chłopaka denerwują stereotypy na jego temat i stara się
tłumaczyć innym, co czuje.
Kwestią, której
opis doprowadził mnie do łez, jest brak akceptacji dla odmienności. Jednak
nawet on nie jest “agresywnie” opisywany, nie zajmuje dużej części powieści.
Pojawia się jedynie jako wątek. Arthur i Ben wracają z randki do domu, gdy
zmęczony dniem przyszły prawnik przysypia na ramieniu swojego chłopaka. Wtedy
do przedziału wchodzi mężczyzna i zaczyna wyzywać chłopców. Ben się stawia - nie
chce zignorować takiej obrazy, ale ostatecznie przez naleganie Arthura odpuszcza
i para wysiada na najbliższej stacji. Po tej przykrej sytuacji Arthur rozpłakał
się na ulicy. Nowy York był dla niego obietnicą akceptacji, a mimo to, nawet tu
nie mógł być sobą. Jego wyznania sprawią, że nawet największemu przeciwnikowi
LGBT zrobi się przykro.
Oczywiście
najważniejszymi wątkiem (jak w większości książek Silvera) są - miłość i przeznaczenie.
Czy da się zakochać od pierwszego wejrzenia? Kto decyduje o Nas - los czy my
sami? Czy na wszystkie zdarzenia mamy wpływ? Kiedy Arthur i Ben spotykają się
na poczcie, nie wiedzą, co szykuje dla nich los. Być może nic – zostaną
rozdzieleni. Być może wszystko – spotkają się ponownie. Przez większość książki
zdawało mi się, że prym wiedzie Becky Arbertalli. Widoczny był jej styl pisania
i wypowiedzi bohaterów, jej styl żartów oraz, zwłaszcza pod koniec -
typowy dla niej rozwój wydarzeń (szybka akcja, niespodziewane wydarzenie,
którego nikt by się nie spodziewał, opisy uczuć towarzyszących bohaterom).
Czułam się trochę tak, jakbym czytała drugą wersję “Twojego Simone’a”. Oczywiście,
pojawiały się teksty charakterystyczne pióra Adama - rozważania o
wszechświecie, które można znaleźć w każdej z jego książek, niewybredne
dowcipy, nietypowy rozwój wydarzeń, bohater z fiksacją na punkcie fantasy.
Miałam jednak wrażenie, że to Arbertalli rozpisała szkic fabuły. Pod koniec lektury
sytuacja się zmieniła. Końcówka książki to dzieło zdecydowanie w stylu Silvera.
Autorzy idealnie się uzupełniają: cukierkowa Albertalli z nieco bardziej
pesymistycznym kolegą tworzą słodko-gorzką historię o przeznaczeniu,
dojrzewaniu i odkrywaniu siebie oraz drugiego człowieka. Akcja została
ograniczona do zaledwie kilku tygodni, dlatego też relacja między chłopakami
jest bardzo intensywna, co sprawia, że lekturę czyta się naprawdę szybko. Opowieść
jest napisana w lekki sposób i nie porusza bolesnych tematów, po które zawsze
sięgał Silvera.
W tej książce
autorzy skupili się na opisie drogi, którą nieraz trzeba przebyć, aby odnaleźć
szczęście. Żaden z autorów nie miał do tej pory na koncie takiej powieści. Arbertalli
skupiała się bardziej na coming outach i poszukiwaniu własnego “ja”, a Silvera
- na bólu straty i śmierci.
Polecam tę książkę szczególnie nastolatkom
i młodym dorosłym na wolny wieczór.
Patrycja Pawlik, klasa
8c – Koło Recenzentów „Zgryz”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz