piątek, 14 marca 2014

Maciej Wasielewski „Jutro przypłynie królowa”



23 grudnia 1787 roku statek Bounty wypłynął z portu Spithead w południowej Anglii. Dowództwo nad nim objął kapitan William Bligh. Celem wyprawy było zdobycie sadzonek drzewa chlebowego na Tahiti. W drodze powrotnej na okręcie wybuchł bunt, któremu przewodził Christian Fletcher. Ta historia została opisana przez Juliusza Verne’a i kilkukrotnie sfilmowana. W postać Fletchera wcielili się kolejno: Clark Gable, Marlon Brando i Mel Gibson.

Po wyczerpującym rejsie buntownicy osiedlili się na Pitcairn – małej wyspie leżącej na Oceanie Spokojnym. Ich potomkowie żyją tam do dnia dzisiejszego, odcięci od świata. Wyspę zamieszkuje kilkadziesiąt osób. Znajduje się ona pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii. Statek przypływa tu raz na kilka miesięcy.

Tropikalna wyspa, obfitująca w miód i pomarańcze, może kojarzyć się z rajem na ziemi. Pitcairn jest raczej piekłem - gwałty na kilkunastoletnich dziewczynkach są tu niemal normą społeczną, z wyspy prawie nie można uciec, a wszystko skrywa zmowa milczenia i wrogość w stosunku do obcych. To piekło próbuje opisać Maciej Wasielewski.

Opowiada tę historię w sposób zwięzły i rzeczowy. Pisze tylko o tym, co znalazło potwierdzenie w dokumentach lub co udało mu się ustalić z przynajmniej dwóch źródeł. Tyle wystarczy. Jestem zdumiony, że coś takiego może się wydarzyć w czasach nawigacji satelitarnej i to na terytorium Brytyjskim.

W pewnym momencie autor przywołuje relacje z procesu sądowego, który odbył się na Pitcairn, gdy jedna z ofiar odważyła się szukać sprawiedliwości. Oskarżonych zostało kilku mężczyzn. Przypłynął sędzia. Rodziny broniły swoich chłopców. Gwałciciele dostali niskie wyroki. Sami zbudowali sobie na wyspie wygodne więzienie. Zaczęli mścić się na tych, którzy odważyli się coś powiedzieć. Niewiele się zmieniło. 


Paweł Niesiołowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz