czwartek, 23 czerwca 2016

Elena Ferrante "Historia zaginionej dziewczynki"


Od początku roku w świecie mediów kulturalnych pojawiło się wiele głosów o odrodzeniu włoskiej literatury. Pisarka (lub pisarz) – kryjąca (lub kryjący) się pod pseudonimem Elena Ferrante – miałaby lub (miałby) nadać tę nową jakość serią książek o dwóch przyjaciółkach. Czy słusznie przypisuje się jej (jego) pracy tak wielką wartość?

Elena i Lina wychowały się w biednej dzielnicy Neapolu. Asystują sobie w wydarzeniach z okresu dzieciństwa, wczesnej dorosłości i dojrzałego życia.  Dziewczyny łączy dziwny rodzaj przyjaźni. Choć są blisko związane, stale czuć między nimi rywalizację. Mają przed sobą tajemnice. Dodatkowo relacje kobiet komplikują mężczyźni, w szczególności Nino – którego kochają obie. Elena postanawia przeprowadzić się do Pizy, aby zdobyć wykształcenie, uciec od życia w cieniu Liny oraz odciąć się od skostniałych reguł Neapolu. Pomimo, że losy toczą w różnych częściach Włoch, ich drogi stale się krzyżują.

„Historia zaginionej dziewczynki” to czwarta część serii. Bohaterki są już dorosłe. Elena to popularna pisarka, która odchodzi od męża i wraca do rodzinnego miasta. Z kolei Lina – po latach biedy i poniżeń ze strony mężczyzn – uniezależnia się finansowo i wchodzi w związek z długoletnim przyjacielem.  Między kobietami ponownie zacieśnia się więź emocjonalna. Niedalekie sąsiedztwo pozwala im wspólnie opiekować się dziećmi, organizować czas, chronić się. Niestety, życie w Neapolu okazuje się bardzo trudne – Lena samotnie wychowuje trzy córki, Lina doświadcza bolesnej straty.

Wydarzenia z życia przyjaciółek poznajemy z perspektywy Leny – pisarki, feministki, aktywistki społecznej, balansującej między życiem rodzinnym, a romansem. To jej oczami oglądamy Neapol i mieszkających tam ludzi. Nie szczędzi ona naturalistycznych obrazów najciemniejszych zakątków tego miasta, bez wstydu opisuje brutalność mężczyzn wobec kobiet, porachunki mafii, przemoc czy śmierć. W jej przekazie niezwykłe jest nadanie miastu cech kreatora– ono tworzy człowieka, zmienia go, osacza, nie chce wypuścić. Dla jego mieszkańców jest ono miarą całego świata. Gdy Lena odchodzi od męża, najmocniejsze słowa krytyki słyszy od swojej matki – Neapolitanki. Bohaterka wychowywana w świecie konserwatywnych wartości i patriarchatu, jako dorosła kobieta stara się być w kontrze do reguł z czasu dzieciństwa. Jak się okazuje wyznawane idee nie zawsze znajdują pokrycie w działaniu. Uświadamia sobie, że tak naprawdę tożsamość nadają jej mężczyźni. Aby zmienić swoje życie i „awansować społecznie” musi sprostać zmaskulinizowanym kryteriom. Choć tak naprawdę największe sukcesy osiągnęła będąc poza męskimi wpływami. Mało tego odkrywa, że to ona stoi za karierą innych.

Seria Eleny Ferrante jest uniwersalna. Rozgrywa się od młodości do wieku dojrzałego bohaterek, dlatego znajdzie czytelnika już w gimnazjum. Powieści czyta się jak najlepszy kryminał (chociaż to powieść obyczajowa). Autorka z zamysłem przyspiesza tempo, za chwilę je zwalnia, zaskakuje zwrotami akcji, potęguje ciekawość do tego stopnia, że nie można się rozstać z książką. Ostatnio z taką szybkością czytałam książki Carlosa R. Zafóna w liceum. Fabuła czwartej części jest momentami zbyt rozwleczona, a nawet nudna. Rekompensuje to druga część powieści, a w szczególności ostatnie rozdziały, w których autorka dokonuje podsumowania swojego życia – są to mądre i obiektywne przemyślenia. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że bohaterowie – choć świetnie dobrani – ulegają zbytniej polaryzacji. Niektórzy prezentują tak skrajne i jednoznaczne światopoglądy, że wydają się dalecy od rzeczywistości. Autorka powinna dodać im jeszcze trochę pigmentu, nie zostawiać tylko czarno-białych charakterów. Szlachetności całej serii odbiera nadmiar tematyki miłosnej. Za to na uznanie zasługują realistyczne opisy Neapolu i podniesienie problemu nierówności kobiet i mężczyzn. Jak dla mnie wielkim atutem powieści jest „utkanie” jej na powojennej historii Włoch, w których panowała przemoc, gorące nastroje społeczne oraz rozliczenie z komunizmem i faszyzmem.  

Daleka jestem od binarnego porównania prozy Ferrante z Proustem czy Knausgardem (bo takie się pojawiają). Dla mnie jest to inna, godna zauważenia literatura.
Karolina Robak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz